Poranny protest związkowców w centrum Warszawy, czyli Black Friday w oczach pracowników

Wyzysk, dominacja, niesprawiedliwość i patohandel. Te zjawiska, których obecność w polskim przemyśle obserwują związkowcy, doprowadziły do piątkowego strajku. Podkreślający coraz wyższe wymagania i malejące płace demonstranci nie bez powodu wybrali na swój protest dzień 26 listopada 2021 roku.

Zakupowy zawrót głowy

Ostatni piątek listopada to święto wszystkich miłośników zakupowego szaleństwa. Obniżki cen różnego rodzaju artykułów osiągają niekiedy poziom 70 procent. Największe zainteresowanie wzbudzają oczywiście okazje w sklepach odzieżowych i tych oferujących różnego rodzaju sprzęty elektroniczne i domowe sprzęty AGD. Promocje pojawiają się także na sklepowych półkach marketów budowlanych, sklepów z artykułami spożywczymi. Atrakcyjne ceny oferują także punkty usługowe. I choć Black Friady to akcja, z którą spotkamy w wielu krajach, w Warszawie stanowiła pretekst dla związkowców i rolników do wyjścia na ulice.

Black Friday nie dla wszystkich równy

Protest rozpoczął się w południe. Demonstranci zebrali się w zlokalizowanej nieopodal dworca centralnego galerii handlowej. Hasło, pod którym odbyło się całe wydarzenie, brzmiało: Patohandel stop. Wśród pikietujących obecni byli związkowcy ze związku zawodowego w Amazonie oraz ci zrzeszeni w ramach Agrounii. Celem akcji było zwrócenie uwagi na ogromny poziom wyzysku pracowniczego, z którym, według przedstawicieli protestu, mamy w Polsce do czynienia od lat. Jak mówił szef Agrounii, Michał Kołodziejczak, Black Friday uderza w pracowników i producentów, w tym szczególnie rolników. Jego zdaniem tak drastyczne obniżki cen wyrównane są przez niewolniczą pracę ponad ustalone godziny, wyzysk pracowniczy i spadek zysku producentów. Z tą opinią zgadzali się wszyscy zgromadzeni przed centrum handlowym.