Miauczenie kota nie zbudziło właścicielki. Na jego cierpienie zareagowali sąsiedzi

W jednym z bielańskich bloków pod koniec marca mieszkańcy nie mieli spokojnej nocy. Przeraźliwe miauczenie wyrwało ze snu wielu lokatorów. Nie były to jednak odgłosy zapóźnionego marcowego entuzjasty, lecz nieszczęsnego futrzaka, który potrzebował pilnej pomocy.

Niespokojna noc

Według udzielonych przez strażników miejskich informacji, do zdarzenia doszło w budynku przy ulicy Przy Agorze. Po północy 29 marca we wszystkich mieszkaniach bloku dało się słyszeć przeraźliwe kocie miauczenie. Sąsiedzi, których niepokojące odgłosy wybudziły ze snu, przystąpili do zlokalizowania źródła hałasu.

Jak ustalili, żałosne dźwięki wydawał należący do jednej z mieszkanek III piętra zwierzak, który zaklinował się w uchylonym oknie. Ponieważ przez długi czas nikt wewnątrz lokalu nie reagował na kocie wołanie o pomoc, mieszkańcy bloku przekazali zgłoszenie strażnikom miejskim z Ekopatrolu.

Właścicielka nie tylko nieodpowiedzialna

Wezwani na miejsce funkcjonariusze przez dłuższą chwilę musieli dobijać się do drzwi mieszkania, w którym rozgrywał się rozdzierający uszy i serce dramat. W końcu w progu ukazała się kobieta, której otaczająca aura zdradzała nie tylko fakt wyrwania jej z głębokiego snu, ale i świadczyła o sporej dawce zabawy, która zaprocentowała zaawansowanym letargiem. Strażnicy zapytali zamroczoną kobietę o jej pupila. Ta, jako że nie umiała wskazać, gdzie znajduje się kot, wpuściła strażników do środka, by sami mogli zwierzaka poszukać.

Funkcjonariusze, w przeciwieństwie do właścicielki kota wiedzieli, w jakim kierunku się udać. Po oswobodzeniu futrzaka zauważyli, że ma on niedowład tylnych łapek i bardzo ciężko oddycha. Polecili oficjalnej opiekunce poszkodowanego natychmiastową konsultację z lekarzem weterynarii.

Prawo zwierząt

Nie jest trudno zgadnąć, że spotkali się z odpowiedzią odmowną. Zdania swojego kobieta nie zmieniła nawet w momencie, w którym poinformowano ją o grożącej odpowiedzialności prawnej. Nieudzielenie bowiem pomocy zwierzęciu uznawane jest za przestępstwo. Letarg najwyraźniej nadal nie opuszczał lokatorki. Pod jego wpływem kobieta oświadczyła, że jeśli strażnicy chcą, to mogą kota zabrać.

Nie zastanawiając się dłużej, funkcjonariusze z Ekopatrolu przewieźli mruczka do schroniska Na Paluchu, gdzie udzielono mu pomocy weterynaryjnej. Jak zapowiedzieli, dotychczasową właścicielkę kota czeka konfrontacja z policją, której zgłoszono podejrzenie popełnienia przestępstwa znęcania się nad zwierzętami.