Choć zasobność portfela Beyoncé jest imponująca, to nie pieniądze stanowią źródło jej szczęścia. To jej niesamowite zdolności wokalne, talent do tańca oraz ciepłe relacje z fanami przyniosły jej prawdziwe spełnienie. Stworzyła ona unikalny koncept dwuipółgodzinnego show, które wprowadza zupełnie nową jakość na scenę muzyczną. Wszystko zaczyna się od momentu, gdy na wielkiej ekranizacji, utrzymanej w stylu odświeżonego amerykańskiego technicoloru, pojawia się półnagi portret tej artystki. Majestatyczna scena przechodzi płynnie w wybieg rozciągający się aż do publiczności zgromadzonej na płycie stadionu, kończąc się okrągłym podestem. W samym jego sercu zasiadają najwierniejsi, a często i znani admiratorzy Beyoncé, tak jak to miało miejsce we wtorek, kiedy to bawić się przyszło Spider-Manowi Tomowi Hollandowi i Zendayi.
Zaraz obok ekskluzywnego sektora, po lewej stronie sceny, artystka zasiada na pokrywie fortepianu, gdzie wykonuje swoje utwory przy akompaniamencie tego instrumentu, tworząc intymną atmosferę jak w małym klubie muzycznym. Aby móc usiąść tak blisko, trzeba było zapłacić kilkanaście tysięcy złotych. Wielu było jednak gotowych zapłacić tę cenę, aby mieć możliwość skorzystania z baru przy dźwiękach muzyki Beyoncé na żywo. Jednocześnie widowisko było spektakularne – za wykonawczynią roztaczał się widok na grupę tancerek i chórzystek ubranych w srebrne stroje, które prezentowały swój talent na srebrzystych schodach telebimu. Był to widok tak niecodzienny, że nawet w glamourowym Las Vegas nie znajdziemy takiej scenerii.