Podczas obchodów miesięcznicy smoleńskiej na Placu Piłsudskiego doszło do incydentu, w którym udział brał poseł Prawa i Sprawiedliwości, Bartłomiej Wróblewski. Polityk nie wytrzymał wytykania palcami przez członków Lotnej Brygady Opozycji i skandowanego przez nich hasła.
Zakłócone obchody miesięcznicy
To już 142. raz delegacja posłów klubu Prawa i Sprawiedliwości udali się pod pomnik prezydenta Lecha Kaczyńskiego, by upamiętnić ofiary tragedii z 10 kwietnia 2010 roku. Tradycyjna miesięcznica od dawna wzbudza wiele kontrowersji, zwłaszcza w czasie trwającej pandemii. Na ten temat można było przeczytać zarówno dwa lata temu, jak i w roku ubiegłym. Podczas ostatniej uroczystości jednak nie o wirusa poszło, a o prorosyjskie postawy, o które posądza się członków partii rządzącej.
10 marca na Placu Piłsudskiego poza politykami PiS pojawili się przedstawiciele Lotnej Brygady Opozycji. Wszyscy odziani byli w czarne kurtki. Uwagę przykuwały przede wszystkim białe maski, które zasłaniały twarze członków grupy. Stanowiły one wyraźne nawiązanie do hackerskiej grupy Anonymous, o której działaniach jest ostatnio głośno. Gdy posłowie zbliżyli się do pomnika, a wśród nich również poseł Bartłomiej Wróblewski, przedstawiciele LBO wymierzyli w niego palce i zaczęli skandować hasło, które brzmiało: agent Putina. Wróblewski zbliżył się do demonstrantów, po czym nagle podjął próbę zdemaskowania jednego z przedstawicieli grupy. W wyniku tego działania wywiązała się szarpanina i konieczna była interwencja funkcjonariuszy policji, którzy rozdzielili uczestników sporu.
Na komendę nie wpłynęło żadne zgłoszenie
Do sytuacji z 10 marca odniósł się Sylwester Marczak, pełniący funkcję rzecznika Komendy Stołecznej Policji. Potwierdził on interwencję funkcjonariuszy podczas czwartkowych obchodów na placu Piłsudskiego. Jak jednak stwierdził, do tej pory nie wpłynęło żadne zawiadomienie w tej sprawie. Żadna ze stron sporu nie zgłosiła się na komisariat w celu złożenia zeznań.
Zdaniem przedstawicieli Lotnej Brygady Opozycji poseł Wróblewski, po początkowej niezbyt miłej dyskusji, zaatakował jedną z uczestniczek demonstracji. Taką wersję wydarzeń przynajmniej przedstawia członek LBO, Arkadiusz Szczurek. Sam poseł zaprzecza, jako miałby się na kogoś rzucić. Przyznaje, że chciał poznać tożsamość osoby, która, jego zdaniem, ubliżała nie tylko jemu, ale też wszystkim zebranym na placu oraz ofiarom tragedii smoleńskiej.