Konstancin – oddział psychiatryczny dla najmłodszych zamknięty

01 września to dla jednych czas radosnego powrotu do szkoły, spotkań z dawno niewidzianymi przyjaciółmi z ławki i ekscytacji przed kolejnymi miesiącami nauki. Niestety w tym roku to także jedna z najtrudniejszych chwil podopiecznych Uzdrowiska Konstancin-Zdrój. Od czwartku bowiem funkcjonujący w ramach placówki oddział psychiatryczny dla młodzieży przestał istnieć.

Dobrze znane widmo upadku

O sytuacji, w jakiej znajduje się polska psychiatria dziecięca, mówi się od dawna. Również na naszym portalu pojawiły się poruszające ten temat publikacje. Tym razem bez specjalistycznej opieki pozostało 35 młodych osób. W mieszczącej się w Konstancinie placówce otrzymywały one pomoc w związku z różnego rodzaju problemami psychicznymi. Jak jednak można dowiedzieć się z mediów, główną przyczyną, która przywiodła młodzież do ośrodka, to podejmowane przez nią próby samobójcze. Teraz, pozbawione wsparcia ze strony terapeutów i psychiatrów, najmłodsi są pozostawieni sami sobie.

Jak wynika z udostępnionych przez dyrekcję placówki informacji, o problemach kadrowych wiadomo było nie od dziś. Dramatyczna sytuacja od lat była zgłaszana do Narodowego Funduszu Zdrowia. Patrząc na zamknięte drzwi oddziału i puste korytarze, nie trudno domyślić się, jakiej odpowiedzi, jeśli w ogóle, doczekali się zarządzający placówką.

Za duże obciążenie

Jak wspomnieliśmy, problemy kadrowe nie były nowością na terenie uzdrowiska w Konstancinie. Być może dlatego sytuacja pozostawała przez Narodowy Fundusz Zdrowia nierozwiązana. Jednak złożenie wypowiedzeń przez trzech specjalistów przesądziło o losach placówki. Pojawia się oczywiście pytanie, dlaczego lekarze postanowili zrezygnować ze swoich posad.

Jak wyjaśniał prezes zarządu Uzdrowiska Konstancin-Zdrój Piotr Marczyk, nie było to spowodowane kwestiami finansowymi. W jego opinii największy problem stanowiła liczba przypadających na jednego specjalistę przypadków, które, jak należy pamiętać, bywały niezwykle obciążające. Na oddziale przebywały bowiem dzieci z zaburzeniami odżywiania, młodzież po próbach samobójczych, czy okaleczająca się. Przepełniony oddział i zbyt mała liczba lekarzy – to zdaniem Marczyka przepis na tragedię.